3 Obserwatorzy
3 Obserwuję
Callitus

Trochę zdrowego snobizmu

Nie lubię tracić czasu na marne książki. Staram się nadrobić klasykę literatury, zapewne stąd ten snobizm w tytule. Nie gardzę także literaturą faktu, od czasu do czasu lubię jednak odpocząć przy młodzieżowej literaturze, bądź ckliwym romansie.

Teraz czytam

Hrabia Monte Christo
Aleksander Dumas (ojciec)
Antologia 100/XX. Tom I
Michał Dymitr Krajewski, Maria Rodziewiczówna, Stanisław Mackiewicz, Maria Konopnicka, Stefan Żeromski, Jan Parandowski, Janusz Korczak, Melchior Wańkowicz, Władysław Stanisław Reymont, Antoni Sobański, Józef Mackiewicz, Ryszard Kapuściński, Antoni Słonimski, Maria Dą
Czesałam ciepłe króliki. Rozmowa z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską
Dariusz Zaborek

Sto lat samotności

Sto lat samotności - Gabriel García Márquez Nie jest to moje pierwsze spotkanie z prozą Marqueza, kilka lat temu zachwyciła mnie lektura Miłości w czasach zarazy, niedawno także podobne wrażenie wywarła na mnie Kronika zapowiedzianej śmierci. Przyszedł czas, aby zmierzyć się z jego opus magnum. I, niestety, było to zderzenie bardzo bolesne, trudne i mało satysfakcjonujące. Ród Buendiów skazał się na wygnanie. Po zabiciu Prudencia Aguilara nestor rodu Buendia, którego prześladuje zjawa zmarłego, decyduje się wyruszyć w poszukiwanie lądu, na którym może osiąść jego rodzina. Po latach wyczerpującej wędrówki znajdują upragnioną ziemię, na której budują dom i zakładają wioskę Macondo. Od tego czasu opowieść snuta przez Marqueza przedstawia nam kolejne pokolenia Jose Arcadiów i Aurelianów, których trudno odróżnić od siebie. Portrety psychologiczne kolejnych bohaterów są bardzo płytkie, nie można jednak oczekiwać, by było inaczej, gdy na zaledwie czterystu stronnicach zawarta jest opowieść o siedmiu pokoleniach. Fatum krążące nad rodem Buendiów zostało zapoczątkowane przez założycieli Macondo – Jose Arcadio i Urszulę, kuzynów, którzy mimo wszelkich przestróg, postanawiają się pobrać. Już na tym etapie zaczyna się przeplatanie legendy z prawdą, magii z realizmem, opowieści, w które ciężko uwierzyć kolejnym pokoleniom, jednak które bezsprzecznie łączą się z losem tej rodziny. Marquez całymi garściami czerpie z nurtów klasycystycznych, w tej powieści można znaleźć ogrom nawiązań świadczących o jego obyciu, sięga przede wszystkim do korzeni naszej kultury - starożytnej Grecji, dramatów i krążącego nad bohaterami fatum. Bohaterowie nie są w stanie uciec przed swoim przeznaczeniem, kolejne pokolenia popełniają błędy swoich przodków, krążąc w błędnym kole - żaden z bohaterów, choćby próbował wyrwać się ze szponów Macondo, nie jest w stanie uciec przez kazirodczym związkiem. Fakt ten podkreślają powtarzające się w familii imiona, oraz charakterystyczne dla nich cechy – to znaczy, Jose Arcadiowie będą niesamowicie silni, podczas gdy Aurelianowie od samego urodzenia mają otwarte oczy, fakty te niejednokrotnie były w trakcie powieści podkreślane przez narratora. Chyba nikogo, kto czytał powieści Marqueza, nie trzeba przekonywać, że to człowiek mający niesamowitą lekkość pióra, potrafiący przekazywać proste fakty niesamowicie poetyckim językiem. Takie przekonanie tkwiło we mnie do momentu przeczytania tej powieści. Narracja poddaje się momentami prymitywnemu stylowi życia Macondo, pozbawiona jest ozdobników, precyzyjnie oddaje stany, uczucia, zezwierzęcenie instynktów i namiętności kolejnych bohaterów. Opisując ich styl życia, w którym tak ważne są kolejne opisy seksu uprawianego przez bohaterów, Marquez traci coś innego – indywidualność swoich bohaterów. Jestem w stanie zrozumieć, że nadanie osobowości poszczególnym Aurelianom było ostatnim zamiarem twórcy, ponieważ ważniejsza była cykliczność ich działań, poddawanie się nieubłaganemu losowi i podobieństwo błędów kolejnych pokoleń, ciężko jednak zachwycać się dziełem, w którym bohaterowie są płascy niczym kartka papieru, trudno zrozumieć motywy ich postępowania, identyfikować się z nimi czy nawet w pewien sposób współczuć. A właśnie to ostatnie –współczucie, powinno towarzyszyć nam pośród lektury każdej kolejnej kartki tej powieści. Zaczynając od Urszuli, kończąc na jej dzieciach, wnukach i praprawnukach. Na każdej kartce dominuje tytułowa samotność, która naznacza działanie każdego członka tej rodziny. W pewien sposób niesamowity jest fakt, że w domu, w którym mieszka tylu ludzi, poznajemy tyle rodzajów smutku, odrzucenia i samotności. Bardziej niezwykłe jest to, że każdy z tych mieszkańców (może oprócz Rebeki, ale tylko na samym początku jej związku z Jose Arcadio) wybiera, nie zawsze samotne, ale jednak pełne smutku życie, odrzucając miłość oraz rodzinę, do której każde kolejne pokolenie miało coraz mniej szacunku – widać to przede wszystkim poprzez postać Urszuli, odtrąconej żony, matki oraz babci, chyba jedynej postaci, z którą można sympatyzować na kartach tej zawiłej powieści. Nie wiem, czy może po prostu nie dojrzałam do tej książki, czy jej nie zrozumiałam, gubiąc się w kolejnych powiązaniach rodzinnych, kolejnych synach, których wybory prowadziły do nieuniknionego końca, kolejnych nawiązaniach do niezrozumiałych dla mnie arcydzieł kultury. Faktem jest, że miałam wobec tej książki olbrzymie oczekiwania, rozbudzone nie tylko wcześniejszymi lekturami, jednak przezornie odkładałam ją na później. Zawiodłam się.